Prawiek i inne czasy, czyli jedno wielkie "WTF?!"
Ostrzeżenie
Ten post został opublikowany 11 lat temu. Informacje mogą być przestarzałe, poglądy autora mogły ewoluować lub post może być nieaktualny w jakiś inny sposób. Weź to pod uwagę podczas czytania tego posta.Na zebraniu w moim przyszłym LO dostałem pewien list. Z racji, iż moim wychowawcą będzie nauczycielka od j. polskiego, list ten zawierał listę lektur omawianych w 1. klasie. Jedną z nich była książka “Prawiek i inne czasy” Olgi Tokarczuk. Zachęcony więc przez znajomego zacząłem czytać tę książkę i już od pierwszych stron powtarzałem ciągle “wtf”…*
Uwaga! Wpis zawiera potencjalne spojlery!
Na początku, jak to w każdej książce bywa, zapoznajemy się z bohaterami i budową utworu. Wpierw poznajemy niejaki Prawiek, czyli — można to określić — miejsce, gdzie toczą się wydarzenia. Potem dowiadujemy się o czasie — jest to czas wojny, na którą wysyłany zostaje mąż jednej z głównych bohaterek. W tym samym czasie zauważamy dość nietypową budowę tego utworu. Posłużę się tutaj własnym cytatem z IRC-a:
<m4tx> w ogóle pekfos_
<m4tx> czytając tę książkę masz takie wrażenie
<m4tx> że jesteś procesorem
<m4tx> na którym ktoś odpalił kilka threadów
<m4tx> i się przełączasz między nimi po kolei
<xevuel> +100
W książce bowiem mamy kilkanaście wątków nazwanych tutaj czasami i po przeczytaniu o kilku wydarzeniach związanych z określoną rzeczą/osobą przenosimy się do innej — do innego czasu, o czym zostajemy poinformowani poprzez nagłówki sekcji. Dość niecodziennie.
Po przeczytaniu ok. 5% “Prawieku…” mamy już pierwsze przejawy rozpusty i wulgaryzmy. To pierwsze jest tematem nr 1 przez następne pół książki.
[…] Kłoska zaczęła się kurwić. Lekko wstawiona i rozgrzana wódką, wychodziła z mężczyznami na dwór i oddawała się im za pęto kiełbasy.
Dalej czytamy o wszechobecnej rozwiązłości, chorobach psychicznych i głupocie niemal wszystkich ówczesnych bohaterów lektury. A skoro mowa o głupocie to warto też powiedzieć coś o pewnej grze. Gra ta jako taka nie ma swojej nazwy; nazwę ma jedynie instrukcja do niej (“Ignis fatum, czyli Pouczająca gra na jednego gracza”), a w książce gra ta jest nazywana po prostu Grą. W Grę gra niejaki Feliks Popielski. Polega ona głównie na wykonywaniu rozmaitych poleceń wydawanych przez Nią. Po pewnym czasie spędzonym z Grą, Feliks Popielski zaczyna wariować, co w końcu doprowadza go nie tylko do tego, że całymi dniami przesiaduje w bibliotece (gdzie trzyma swoją ukochaną Grę), ale także do utraty dorobku całego życia. A co on na to? Cieszy się i twierdzi, że wszystko się dzieje dobrze. Wtf.
Potem poznajemy inne ciekawe słowa:
Ty umiesz się tylko pieprzyć.
Latem spierdala do matki.
Ty kurwo
To ja to wszystko pierdolę
Wiedziała, że on obściskuje i pieprzy te wszystkie bufetowe, sklepowe z mięsnych sklepów, kelnerki z restauracji, które kontroluje jako urzędnik państwowy.
Chuj z sójką.
Przypominam, że jest to lektura szkolna… 😉
Jest także mowa o zoofilii, homoseksualiźmie, onaniźmie i ziemio-niewiadomoco-filli:
Gdy jest mało kobiet, tak jak teraz, instrument pasuje do ręki, do tyłków innych żołnierzy, do jamki wykopanej w ziemi, do różnych zwierząt. Zostań tu i patrz — powiedział szybko Iwan Mukta i podał Izydorowi czapkę i mapnik. Podbiegł do kozy, przesunął karabin na plecy i opuścił spodnie.
Czytając książkę ma się także przeświadczenie o hipokryzji — wszyscy są niewiadomo jak religijni, ale powszechnym procederem jest stosunek płciowy bez ślubu. Hm.
Jak już wspominałem, rozpusta to główny temat pierwszej połowy książki. Pierwsze pół książki opowiada więc o tym, o rodzeniu dzieci, o zamążpójściu, o budowaniu domów, i tak dalej, i tak dalej. Druga część książki jest zasadniczo odwrotnością pierwszej. Jest wojna, zniszczone miasto, ludzie zostają sparaliżowani, rozstrzelani, umierają, mowa jest o podmianie dzieci; jedynie Izydor na końcu coś zyskuje (dokonuje pewnego odkrycia) — cała reszta, wszystko się wali. A i Izydor wkrótce umiera.
Po przeczytaniu całej książki ma się niemal taki sam “WTF” jak na początku. Na początku, bo nie wiadomo o co chodzi. Na końcu — bo nie wiadomo w jaki sposób się to wszystko skończyło. Tym samym przyznaję “Prawiekowi…” zaszczytny tytuł najdziwniejszej książki, a zarazem lektury szkolnej, jaką przeczytałem. Warto jednak wspomnieć o istotnej kwestii — książka zawiera wiele uniwersalnych wartości (m.in. uzależnienie Feliksa Popielskiego, które można by porównać do dzisiejszego uzależnienia młodzieży od gier komputerowych, czy Kłoska — “kobiety lekkich obyczajów” były, są i będą) i w pewnym sensie potępia niektóre zachowania ludzi — powszechne, a jednocześnie złe. Skłania również do rozważań na temat ulotności ludzkiego życia i udowadnia, że dobra doczesne nie mają żadnej wartości. Niemniej jednak polecam przeczytanie książki — długa nie jest (zacząłem ją bowiem czytać wczoraj po południu), a bez wątpienia dość ciekawa, no i… dziwna.
Jedną z kolejnych lektur ma być Biblia (a raczej kilka jej ksiąg) — tam w Księdze Rodzaju jest z kolei kazirodztwo. Już widzę, że LO będzie “fajne”… 😉
* W wakacje książki czyta, KUJON :O [wróć]